Genealogią rodziny zainteresowałem się w latach 80. ub. wieku. Wtedy to mój ś.p. Ojciec podczas pobytu nad morzem sporządził, przy wydajnej pomocy Mamy, pierwsze rodzinne drzewo genealogiczne. Przechowuję je jako pamiątkę. Na 14. (teraz już pożółkłych) sklejonych kartkach A4 (długość dokumentu to ponad 4 m) Ojciec rozrysował drzewo od mojego pradziadka, Andrzeja Hessa (1856-1915), wójta Międzyrzecza. W pierwszej wersji wykres obejmował prawie 160 osób – wszystkie spisane „z pamięci”. Ciekawe, czy teraz wiele osób potrafiłoby zbudować tak rozległe drzewo bez żadnej kwerendy po rodzinie. W tym czasie rodzice utworzyli drugi dokument – drzewo genealogiczne Tomanków z Ropicy. Był to dokument dużo skromniejszy, obejmował około 30 nowych osób.
W domu rodzice uzupełnili większość dat oraz brakujące dane, np. nazwiska rodowe współmałżonków oraz imiona dzieci (Mama prawie zawsze wiedziała, ile dzieci leczyła u dalszych kuzynów, lecz zdarzało się, że nie była pewna ich imion).
Dzięki informacjom od krewnych odwiedzających Mamę wykres był powiększany przez kolejne lata. Widoczne są dopiski i uzupełnienia robione w różnych okresach. Drzewo rozrosło się do ponad 300 osób.
Ok. roku 2000 przeniosłem dane z wersji papierowej do wersji cyfrowej. Pracowałem wówczas w dość popularnym programy Personal Ancestry File. Uzupełniłem drzewo o rodzinę mojego dziadka, Jana i jego żony Hildy oraz nowych powinowatych rodziny. Krąg rodziny obejmował wówczas prawie 400 osób. Powoli dochodziły nowe osoby – dalsi krewni opowiadali o swoich dalszych krewnych, bliscy – o rodzinie swoich małżonków.
Wraz z rozwojem techniki uzyskałem nowe możliwości – skanowanie na skanerze domowym. Przeglądnąłem domowe archiwa fotografii, stare albumy uzupełniłem drzewo genealogiczne o zdjęcia (ponad 200). W tym czasie genealogia stała się bardzo modnym tematem w Polsce. Nawet w szkołach podstawowych uczono o tym dzieci. Także w szkole moich pociech dzieci dostały zadanie domowe - miały zrobić genealogię swojej rodziny. Z mojej pracy skorzystało kilkoro dzieci z rodziny. Za dobrze odrobione zadanie dostałem co najmniej 5 „szóstek" (większość dzieci miała drzewa z trzema, czterema pokoleniami, moje miało sześć).
Wkrótce (przy prawie 800 osobach w drzewie genealogicznym) osiągnąłem kres rozwoju na tamte czasy. Nowe informacje docierały do mnie z rzadka, brakujących gałęzi rodziny nie udało mi się uzupełnić ani odnaleźć żadnego kontaktu, czasami z powodu wyraźnej niechęci niektórych osób do współpracy.
Dzięki informacjom od krewnych odwiedzających Mamę wykres był powiększany przez kolejne lata. Widoczne są dopiski i uzupełnienia robione w różnych okresach. Drzewo rozrosło się do ponad 300 osób.
Ok. roku 2000 przeniosłem dane z wersji papierowej do wersji cyfrowej. Pracowałem wówczas w dość popularnym programy Personal Ancestry File. Uzupełniłem drzewo o rodzinę mojego dziadka, Jana i jego żony Hildy oraz nowych powinowatych rodziny. Krąg rodziny obejmował wówczas prawie 400 osób. Powoli dochodziły nowe osoby – dalsi krewni opowiadali o swoich dalszych krewnych, bliscy – o rodzinie swoich małżonków.
Wraz z rozwojem techniki uzyskałem nowe możliwości – skanowanie na skanerze domowym. Przeglądnąłem domowe archiwa fotografii, stare albumy uzupełniłem drzewo genealogiczne o zdjęcia (ponad 200). W tym czasie genealogia stała się bardzo modnym tematem w Polsce. Nawet w szkołach podstawowych uczono o tym dzieci. Także w szkole moich pociech dzieci dostały zadanie domowe - miały zrobić genealogię swojej rodziny. Z mojej pracy skorzystało kilkoro dzieci z rodziny. Za dobrze odrobione zadanie dostałem co najmniej 5 „szóstek" (większość dzieci miała drzewa z trzema, czterema pokoleniami, moje miało sześć).
Wkrótce (przy prawie 800 osobach w drzewie genealogicznym) osiągnąłem kres rozwoju na tamte czasy. Nowe informacje docierały do mnie z rzadka, brakujących gałęzi rodziny nie udało mi się uzupełnić ani odnaleźć żadnego kontaktu, czasami z powodu wyraźnej niechęci niektórych osób do współpracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz