Antoni HESS, życiorys cz II
Spisała Aleksandra Port (2017)
Po śmierci żony i syna miał Antoni Hess bardzo smutne życie. Został w domu sam, gdyż nas, to znaczy, córki Franciszkę, Annę i Alexandrę umieścił w internacie u Sióstr Notre Dame w Bielsku. Franciszkę, aby mogła częściej jeździć do domu umieścił prywatnie u znajomych. Jestem mu bardzo wdzięczna, że mimo ciężaru i biedy jaką cierpiał po wojnie, nas kształcił.
Po czasie dowiedzieliśmy się, kto był sprawcą śmierci brata Stanisława. Był to dla Ojca i dla nasze rodziny ponowny szok. Ojciec mógł tych sprawców zaskarżyć, ale nie uczynił tego. Myślę, że im przebaczył, nigdy na ten temat z nikim nie rozmawiał. Tak minęły cztery lata, myśmy ojca namawiały, żeby się ożenił, gdyż my pójdziemy z domu i on zostanie sam.
Ojciec ożenił się z Marią z domu Białas w czerwcu 1949 roku. Nazywaliśmy ją Maryczka. Była bardzo pracowita i ogromnie lubiała jeździć na rynek i zbierać owoce. Ojciec musiał płacić ogromne podatki, chciano go w te sposób zniszczyć i zmusić do oddania gospodarstwa do tak zwanego PGR. Maryczka co mogła sprzedawała na rynku, wszystkie pieniądze z utargu i sprzedaży ryb szły na podatki . Maryczka pochodziła z bardzo ubogiej rodziny. Opowiadała mi, że ojciec zamykał chleb na klucz przed dziećmi. Wydaje się to nieludzkie, ale nie miał możliwości cokolwiek zarobić.
Powoli ojciec wyremontował cały dom, i zbudował nową stodołę, gdyż stara była bardzo przez działania wojenne zniszczona i waliła się.
Ojciec był bardzo dobrym gospodarzem. Pamiętam jeszcze jako dziecko w nocy podczas halniaku (wiatr) dachówki spadały z wielkim hałasem z dachu na ziemię. Zaraz rano ojciec osobiście naprawiał dach i zakładał nowe dachówki. Nigdy nie słyszałam żeby przeklinał, albo krzyczał i wyzywał na pracowników. Był ogromnie pracowity. Często przychodzili ludzie z prośbą, żeby pożyczył zbroję rolniczą np. pług, brony itp. Nigdy im nie odmówił choć nieraz oddawali pożyczoną zbroję brudną i uszkodzoną. Ojciec z tego powodu się nie gniewał i sprawcom nic nie mówił. Nigdy nie widziałam go pijanego, w domu nie było alkoholu.
Był bardzo w Międzyrzeczu i okolicy poważany i szanowany, gdyż był na wskroś uczciwy.
Wspomnę takie małe ciekawostki, które mi opowiadał. Dotyczy to jego brata Andrzeja i siostry Marysi.
Andrzej nie władał sprawnie jedną ręką. Jako małe dziecko chwycił się letnika tańczących dziewcząt, zapewne sióstr, i biedak w ten sposób uderzył się mocno w ścianę domu. Widocznie bardzo płakał, ale nikt nie zdawał sobie sprawy, że ręka została być może złamana.
Marysia miała tak zwane szkrofle, myślę, że to było zapalenie gruczołów znajdujących się w szyi. Tak bardzo cierpiała, że z bólu w zagrodzie kulała się z kępy na dół.
Ojciec mój miał zdolności lekarskie. Pamiętam jak nas leczył, smarował smalcem piersi, okładał papierem pergaminowym i nawet kładł banki. Gdy złamałam mając 7 lat nogę, na drugi dzień zawieziono mnie do Komorowic do znachorki, która była bardzo zdolna w składaniu połamanych kości. Do dziś nie wiem która to była noga.
Ojciec mój zachorował 1962 roku na raka płuc - wówczas rak był wyrokiem śmierci. Ostanie tygodnie życia spędził u mnie w Bielsku na ulicy Findera. Był bardzo cierpliwym pacjentem, rodzina i wiele znajomych przychodziło go odwiedzić. Nie cierpiał długo, to była łaska Boża.
Krótko przed śmiercią został przewieziony do Międzyrzecza. Zmarł 02.09.1962 roku.
Po czasie dowiedzieliśmy się, kto był sprawcą śmierci brata Stanisława. Był to dla Ojca i dla nasze rodziny ponowny szok. Ojciec mógł tych sprawców zaskarżyć, ale nie uczynił tego. Myślę, że im przebaczył, nigdy na ten temat z nikim nie rozmawiał. Tak minęły cztery lata, myśmy ojca namawiały, żeby się ożenił, gdyż my pójdziemy z domu i on zostanie sam.
Ojciec ożenił się z Marią z domu Białas w czerwcu 1949 roku. Nazywaliśmy ją Maryczka. Była bardzo pracowita i ogromnie lubiała jeździć na rynek i zbierać owoce. Ojciec musiał płacić ogromne podatki, chciano go w te sposób zniszczyć i zmusić do oddania gospodarstwa do tak zwanego PGR. Maryczka co mogła sprzedawała na rynku, wszystkie pieniądze z utargu i sprzedaży ryb szły na podatki . Maryczka pochodziła z bardzo ubogiej rodziny. Opowiadała mi, że ojciec zamykał chleb na klucz przed dziećmi. Wydaje się to nieludzkie, ale nie miał możliwości cokolwiek zarobić.
Powoli ojciec wyremontował cały dom, i zbudował nową stodołę, gdyż stara była bardzo przez działania wojenne zniszczona i waliła się.
Ojciec był bardzo dobrym gospodarzem. Pamiętam jeszcze jako dziecko w nocy podczas halniaku (wiatr) dachówki spadały z wielkim hałasem z dachu na ziemię. Zaraz rano ojciec osobiście naprawiał dach i zakładał nowe dachówki. Nigdy nie słyszałam żeby przeklinał, albo krzyczał i wyzywał na pracowników. Był ogromnie pracowity. Często przychodzili ludzie z prośbą, żeby pożyczył zbroję rolniczą np. pług, brony itp. Nigdy im nie odmówił choć nieraz oddawali pożyczoną zbroję brudną i uszkodzoną. Ojciec z tego powodu się nie gniewał i sprawcom nic nie mówił. Nigdy nie widziałam go pijanego, w domu nie było alkoholu.
Był bardzo w Międzyrzeczu i okolicy poważany i szanowany, gdyż był na wskroś uczciwy.
Wspomnę takie małe ciekawostki, które mi opowiadał. Dotyczy to jego brata Andrzeja i siostry Marysi.
Andrzej nie władał sprawnie jedną ręką. Jako małe dziecko chwycił się letnika tańczących dziewcząt, zapewne sióstr, i biedak w ten sposób uderzył się mocno w ścianę domu. Widocznie bardzo płakał, ale nikt nie zdawał sobie sprawy, że ręka została być może złamana.
Marysia miała tak zwane szkrofle, myślę, że to było zapalenie gruczołów znajdujących się w szyi. Tak bardzo cierpiała, że z bólu w zagrodzie kulała się z kępy na dół.
Ojciec mój miał zdolności lekarskie. Pamiętam jak nas leczył, smarował smalcem piersi, okładał papierem pergaminowym i nawet kładł banki. Gdy złamałam mając 7 lat nogę, na drugi dzień zawieziono mnie do Komorowic do znachorki, która była bardzo zdolna w składaniu połamanych kości. Do dziś nie wiem która to była noga.
Ojciec mój zachorował 1962 roku na raka płuc - wówczas rak był wyrokiem śmierci. Ostanie tygodnie życia spędził u mnie w Bielsku na ulicy Findera. Był bardzo cierpliwym pacjentem, rodzina i wiele znajomych przychodziło go odwiedzić. Nie cierpiał długo, to była łaska Boża.
Krótko przed śmiercią został przewieziony do Międzyrzecza. Zmarł 02.09.1962 roku.
Otrzymałem już chyba wszystkie zachowane dokumenty dotyczące aresztowania Antoniego Hessa w latach pięćdziesiątych ub. wieku. Ze względu na bardzo obfity materiał zreferuję tę sprawę w kilku postach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz