czwartek, 13 lipca 2017

Roman Berger – przyjaciel w biedzie wspomina Jana Brannego

J.Branny i R.Berger; 1960 Beskidy
    Przy poszukiwaniu materiałów do dalszej części historii „Prowokacja w Starym Młynie” nawiązałem kontakt z p. Romanem Bergerem, kompozytorem mieszkającym obecnie w Bratysławie. Z grona najbliższych tylko Bergerowie nie odwrócili się od ofiar ropickiej prowokacji.
      Wysłałem do Pana Romana list, w którym przedstawiłem moją dotychczasową działalność oraz prośbę o wspomnienie o przyjacielu z lat młodości, Janie Brannym.
      W odpowiedzi dostałem bardzo przejmujący list, z którego cytuję obszerne  wspomnienia dotyczące Jana Brannego.

   "Szanowny Pan
    Jan Maczyński

   Bardzo serdecznie Panu dziękuję za list! Wyjątkowy! Wzruszający! Miałem w swym długim życiu okazję – zaszczyt - szczęście spotkać szereg ludzi nieprzeciętnych, w swym zawodzie wybitnych, jednak Jan Branny, mój „Kochany Janek” wyróżnia się spośród wszystkich - żyje w mym sercu jako niedościgły wzór nieskazitelnego charakteru, jako uosobienie mądrości życiowej, nieoddzielnej od głębokiej wiary.


    Próbowałem wielokrotnie dać wyraz mej wdzięczności za to spotkanie - zarówno słowem i pismem i wreszcie muzyką, utworem Jemu zadedykowanym.
    Tak się dziwnym zbiegiem okoliczności złożyło, że właśnie „Adagio dla Jana Brannego” zabrzmiało jako mój pierwszy utwór na Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Współczesnej WARSZAWSKA JESIEŃ 1988 - w r.1969 nie doszło bowiem do wykonania utworu "Memento - po śmierci Mira Filipa" na skutek inwazji do Czechosłowacji w sierpniu r. 1968; jako zwolennik „Praskiej Wiosny” zostałem wtedy w ramach „normalizacji” /czystek/ z życia kulturalnego na długie lata wyeliminowany /niestety również w Polsce/. (...) Pozwolą sobie dodać teraz parę szczegółów.
    Z Jankiem poznaliśmy się w Ropicy, kiedy w lutym 1940 gestapo wygnało nas (Mamę i siostrę, Ojca uwięzili zaraz po powrocie z naszej ucieczki na wschód, 16.10.1939) z Cieszyna (kiedyś Czeskiego, przed wojną Zachodniego, obecnie znów Czeskiego). Uczęszczaliśmy tu do czteroklasowej „Volksschule” i tu rozpoczęła się przyjaźń na całe życie - z tą tragiczną przerwą od świąt Wielkanocnych 1952 do lata 1960. My wtedy /1952/ mieliśmy szczęście: Ojcu tylko pogrożono, że jeżeli „dobrowolnie nie zrezygnuje z funkcji w Kościele i nie przeniesie się z rodziną do Bratysławy, to go zlikwidują”, ale losy Janka i Jego Rodziny oraz szeregu dalszych osób potoczyły się strasznie. 0 „tym” - jak Pan sam stwierdza - „się” nie mówiło. Janek raz tylko napomknął, że po przesłuchaniach szukał jakiegoś ostrego przedmiotu, by przeciąć sobie żyły; tu powtórzę: w mej pamięci pozostaje On jako jeden z niewielu najgłębiej wierzących.
    Dodam jeszcze: młyn Brannych w Ropicy (...) był znany jako - powiedziałbym -"gniazdo tradycji polskich"; tuż obok, w ogrodzie nad uroczym stawkiem stała 300-letnia drewniana "chałupka"; na biurku mam przed sobą figurkę Chrystusa Frasobliwego z domowej kaplicy Brannych - podarunek najcenniejszy Janka, a między książkami „Die Reden Gotamo Buddhos” z r. 1925 - świadectwo poziomu myśli i wiary katolickiej w młynie.… Między dworcem i młynem /cca 500 m/ przebiegała w r. 1920 linia demarkacyjna przed zaplanowanym plebiscytem, który się potem nie odbył; w młynie zakwaterowane było dowództwo polskiego wojska.
    Z młyna i chałupki nie zostało ani śladu. Wzruszyło mnie więc, że zostanie ten ślad w Pana pamięci!
    Po pogrzebie Janka na cmentarzu w Wendryni, po stypie, siedzieliśmy jeszcze długo u Niny - również nasz stary przyjaciel z gimnazjum dr. ing. Józef Staniek - "Warszawiak". Andrzej Brzuska zrekapitulował "stare dzieje" i niedługo potem zmarł. Dodam, że nadal myślę, iż Janek został skazany na 20 lub 25 lat, zwolniono Go po ośmiu na zasadzie amnestii.
    Będąc od czasu do czasu w Cieszynie, odwiedzałem Marylę w Jej miniaturowym mieszkanku na Placu Teatralnym 17. Po stromych, krętych schodach w starej kamienicy nie mogła ostatnio już chodzić, ale z Jej pokoiku wionął zawsze ten sam duch Wiary, Nadziei i Miłości, jaki "hańdowni" panował w młynie. Ten sam, jaki promieniował do końca dni, napiętnowanych strasznym cierpieniem, Janka.
    Podkreślam to, by na tym tle stwierdzić, że Jan Branny nigdy nie przejawił nie tylko nienawiści do ludzi, którzy zniszczyli Mu życie (wielokrotnie powtarzał: "To nie byli ani „Czesi” ani „komuniści” - to byli „popsuci ludzie”, ulegli „ideologii”) - Jego głos jakby był wyrazem....współczucia z duchową biedą oprawców. Było to jakby echo z Golgoty: "Boże, odpuść im, boć nie wiedzą, co czynią!". Z podobną postawą spotkałem się tylko raz - u mego Ojca, w Auschwitz niemal na śmierć zakatowanego; mówił: „To nie byli Niemcy, to byli zepsuci Niemcy"...

    Powiedziałbym    dziś: doznałem niezasłużenie szczególnej łaski - dane mi było spotkać na drodze życia Męczenników. Ludzi, dla których wiara nie była jakąś teorią, światopoglądem, filozofią, ideologiczną „poprawnością”, „wiernością tradycji” etc. Wiara stanowiła podstawę praktycznego życia, kształtowanego z troską, by było ono zgodne z przykazaniami Jezusa. Wiara była dla Nich drogowskazem na Drodze skierowanej ku świętości. "

Roman Berger
Bratysława 2017

   Pan Roman wskazał mi także dwa artykuły z 1992 r. w czasopiśmie „Zwrot” dotyczące ropickiego młyna i Jana Brannego. Dostałem już zgodę z redakcji na „przedruk”. Więc wkrótce otrzymacie kolejną lekturę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz