piątek, 3 lutego 2023

Wspomnienia Bronisława Hessa - na Dolnym Śląsku

   Przy zwalnianiu mnie (z UB) zobowiązali mnie, że mam co dwa tygodnie się meldować. Ja jednak, zamiast się meldować, uciekłem na Dolny Śląsk. Na Dolnym Śląsku miałem od nich zupełnie (spokój), nie szukali mnie. Natomiast zadarłem z milicją, która mi kradła drzewo w lesie.

   Gdy meldowałem o tym w nadleśnictwie, to mnie straszyli telefonem, że mnie zabiją. Codziennie dzwonili: „Panie leśniczy, czy już ma pan trumnę przygotowaną?” Trwało to dokładnie dwa tygodnie. po dwóch tygodniach wsiedli na motocykl, komendant i zastępca milicji, wstąpili do klasztoru. Tam się przebrali w szaty kościelne i komunikowali zakonnice. Po czym wyjechali z klasztoru no i po dwóch kilometrach zderzyli się z innym motocyklistą i obydwa zginęli. Od tego czasu miałem spokój od milicji. Już więcej nie dzwonili.

   Odnośnie stosunków na Dolnym Śląsku: władzę państwową trzymali w ręce ludowcy a polityczną – członkowie PZPR. Jeżeli w pierwszej byli ludzie na ogół prawi i uczciwi, to w PZPR była największa hołota i zbieranina, jaka tylko istniała. Między nimi było współzawodnictwo, ale PZPR-zy bronili politykę i mieli przewagę nad ludowcami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz