Antoni Hess |
Wspomnienia spisała Alexandra Port
Antoni Hess, a mój ojciec, urodził się 11.12.1891 r. w Międzyrzeczu Dolnym. Jego ojciec Andrzej Hess był rolnikiem, a matka Katarzyn Stusek pochodziła z Rudzicy.
Antoni Hess ukończył 2 klasy szkoły ludowej w Międzyrzeczu i wydziałową w Bielsku zimową szkołę rolniczą dyrektora Szczybińskiego w Cieszynie. Po ukończeniu szkół pracował na gospodarstwie.
Dziadek był wójtem. Miał mało czasu, był prawdopodobnie bardzo rozsądny, wiele ludzi przychodziło do niego po poradę. Władał dobrze językiem niemieckim i polskim.
Dziadek, Andrzej Hess, zmarł 14.03.1915 na grypę, tak zwana hiszpankę. Choroba ta grasowała podczas pierwszej Wojny światowej, na nią zmarło więcej ludzi niż zginęło podczas działań wojennych.
Gospodarstwo miał odziedziczyć Jan Hess, który był prawdopodobnie najstarszy, ale dziadek obawiał się, że gospodarstwo wpadnie w obce ręce, gdyż Jan Hess został powołany do wojska austriackiego i nie było pewne czy wróci. Rudolf Hess zginął jako oficer w walkach we Włoszech.
Antoni Hess odebrał po śmierci ojca Andrzeja Hessa, w 24 roku swego życia, gospodarstwo. Prowadził je bardzo postępowo rozwijając sadownictwo i rybołówstwo. Często zagłębiał się w fachowych książkach dotyczących hodowli ryb czy tez bydła oraz sadownictwa.
Niestety, gdy obierał jabłka jedno spadło ojcu wprost do oka. Był trzy tygodnie na klinice w Krakowie, oka nie zdołano uratować.
Ale muszę zaznaczyć, że dziadek był również bardzo postępowy. Opowiadał mi mój ojciec, że jako chłopak musiał w rzece zbierać kamienie, którymi został cały plac wokoło domu wybrukowany, aż do stodoły i piwnicy, w której były buraki dla krów.
Wodę do domu, to znaczy do kuchni, do stajni gdzie stały 4 konie, i do obory, gdzie znajdowały się krowy wprowadził mój ojciec. Powyżej domu zbudowano zbiornik na wodę, woda przypływała rurkami ze źródła, które znajdowało się na tak zwanych poletkach. Nie pamiętam, żeby kiedyś wody zabrakło. Był tylko kłopot, gdy rurki zamarzły albo zarosły trawa, ale to się rzadko zdarzało.
Nie wiem w którym roku został wprowadzony prąd elektryczny, ale ojciec opowiadał mi, że prowadził wielką akcję między obywatelami Międzyrzecza, aby ich pozyskać na zgodę, aby każdy dom miał prąd elektryczny. Na owe czasy był to bardzo wielki postęp techniczny.
Tak samo nie wiem, kiedy ojciec się ożenił. Wiem, że jego pierwsza żona nazywała się Franciszka Tomaszczyk i pochodziła z Zabrzega. Zmarła na gruźlicę zostawiając dwóch małych chłopaków, Stanisława i Bronisława. Ojciec bardzo ją kochał i długo nie mógł jej zapomnieć.
Nie wiem, kiedy mój ojciec ożenił się powtórnie. Był do tego zmuszony, gdyż brakowało gospodyni, która by zarządzała domem i troszczyła się o Bronka i Stanisława. Jako mała dziewczynka podsłuchałam raz, jak ojciec opowiadał mojej matce jakie miał nieprzyjemne przeżycie w owym czasie, kiedy był wdowcem. Domem i kuchnią zarządzała najęta kobieta. Po jakimś czasie zaszła w ciążę z parobkiem i twierdziła, że sprawcą jest gospodarz, to znaczy ojciec.
Żyła wtedy jeszcze babcia, Katarzyna Hess, zdjęła ze ściany krzyż i kazała ojcu przysięgać, że jest niewinny.
Ojciec miał prawdopodobnie 35 lat gdy się ożenił z Anną Macher urodzoną 11.01.1902 roku w Mazańcowicach.
Z tego małżeństwa pochodziły: Franciszka Anna i Aleksandra Hess. Pamiętam, ojciec bardzo się gniewał na chłopaków, gdyż nie chcieli się uczyć. Nie pomagały korepetycje, gdy przyjeżdżali na wakacje z Bielska zawsze był kłopot. Muszę ich wziąć w obronę, gdyż przypuszczam, że było im ciężko po szkole powszechnej w Międzyrzeczu podołać w szkole albo gimnazjum w Bielsku.
A pozatem na pewno tęsknili za wolnością na wsi.
Poza uprawą rolną zajmował się ojciec hodowlą karpia i sadownictwem.
Wysyłał piękne jabłka na wystawę, otrzymywał zawsze dyplomy uznania. Dyplomy te wiszą dotychczas w starym domu. Szkoda, bo zapewne tam się niszczą.
Daty nie znam dokładnie, myślę, że w 1926 zbudował ojciec dom przy moście, w pobliżu rzeki Międzyrzeczanki. Zamieszkały tam dwie rodziny stale najęte na gospodarstwie.
Muszę zaznaczyć, że ojciec nigdy nie pil alkoholu ani piwa, prowadził dokładną ewidencję zarobków najętych pracowników na gospodarstwie. Obciążały go bardzo spłaty na rzecz rodzeństwa. Pamiętam, że po wojnie domagał się wujek Elek o staw pod kępą. Ojciec mu ten staw spłacił.
Rodzina Hessów żyła zawsze w zgodzie i nigdy nie było kłótni, ani swarów.
Wojna zaskoczyła wszystkich niespodziewanie. Nie wiem, czy ojciec brał udział w pracy przeciw najeźdźcom, gdyż byłam młoda i wszystko odbywało się w tajemnicy. Nie wiem nawet kiedy ojciec wysłał synów Stanisława i Bronisława do Guberni. Byli już dorośli i ojciec obawiał się, że zabiorą ich do wojska albo do obozu koncentracyjnego. Ojciec został aresztowany przez hitlerowców w 1943 roku. Po trzech miesiącach, podobno przy pomocy wujcia Janka, został z Oświęcimia zwolniony.
Nadszedł rok 1945, wojska Armii Radzieckiej zbliżały się już w styczniu do Międzyrzecza. Słysząc strzelaninę, schroniliśmy się wszyscy do piwnicy.
W krótkim czasie wpadli do domu żołnierze radzieccy i rabowali wszystko: świnie, krowy, cielęta, kury, konie, opróżnili wszystkie szafy, i naczynia w kuchni. Cały dom został zajęty przez wojska radzieckie, myśmy byli zmuszeni mieszkać 6 tygodni w piwnicy i spać na ziemniakach.
Dziadek był wójtem. Miał mało czasu, był prawdopodobnie bardzo rozsądny, wiele ludzi przychodziło do niego po poradę. Władał dobrze językiem niemieckim i polskim.
Dziadek, Andrzej Hess, zmarł 14.03.1915 na grypę, tak zwana hiszpankę. Choroba ta grasowała podczas pierwszej Wojny światowej, na nią zmarło więcej ludzi niż zginęło podczas działań wojennych.
Gospodarstwo miał odziedziczyć Jan Hess, który był prawdopodobnie najstarszy, ale dziadek obawiał się, że gospodarstwo wpadnie w obce ręce, gdyż Jan Hess został powołany do wojska austriackiego i nie było pewne czy wróci. Rudolf Hess zginął jako oficer w walkach we Włoszech.
Antoni Hess odebrał po śmierci ojca Andrzeja Hessa, w 24 roku swego życia, gospodarstwo. Prowadził je bardzo postępowo rozwijając sadownictwo i rybołówstwo. Często zagłębiał się w fachowych książkach dotyczących hodowli ryb czy tez bydła oraz sadownictwa.
Niestety, gdy obierał jabłka jedno spadło ojcu wprost do oka. Był trzy tygodnie na klinice w Krakowie, oka nie zdołano uratować.
Ale muszę zaznaczyć, że dziadek był również bardzo postępowy. Opowiadał mi mój ojciec, że jako chłopak musiał w rzece zbierać kamienie, którymi został cały plac wokoło domu wybrukowany, aż do stodoły i piwnicy, w której były buraki dla krów.
Wodę do domu, to znaczy do kuchni, do stajni gdzie stały 4 konie, i do obory, gdzie znajdowały się krowy wprowadził mój ojciec. Powyżej domu zbudowano zbiornik na wodę, woda przypływała rurkami ze źródła, które znajdowało się na tak zwanych poletkach. Nie pamiętam, żeby kiedyś wody zabrakło. Był tylko kłopot, gdy rurki zamarzły albo zarosły trawa, ale to się rzadko zdarzało.
Nie wiem w którym roku został wprowadzony prąd elektryczny, ale ojciec opowiadał mi, że prowadził wielką akcję między obywatelami Międzyrzecza, aby ich pozyskać na zgodę, aby każdy dom miał prąd elektryczny. Na owe czasy był to bardzo wielki postęp techniczny.
Tak samo nie wiem, kiedy ojciec się ożenił. Wiem, że jego pierwsza żona nazywała się Franciszka Tomaszczyk i pochodziła z Zabrzega. Zmarła na gruźlicę zostawiając dwóch małych chłopaków, Stanisława i Bronisława. Ojciec bardzo ją kochał i długo nie mógł jej zapomnieć.
Nie wiem, kiedy mój ojciec ożenił się powtórnie. Był do tego zmuszony, gdyż brakowało gospodyni, która by zarządzała domem i troszczyła się o Bronka i Stanisława. Jako mała dziewczynka podsłuchałam raz, jak ojciec opowiadał mojej matce jakie miał nieprzyjemne przeżycie w owym czasie, kiedy był wdowcem. Domem i kuchnią zarządzała najęta kobieta. Po jakimś czasie zaszła w ciążę z parobkiem i twierdziła, że sprawcą jest gospodarz, to znaczy ojciec.
Żyła wtedy jeszcze babcia, Katarzyna Hess, zdjęła ze ściany krzyż i kazała ojcu przysięgać, że jest niewinny.
Ojciec miał prawdopodobnie 35 lat gdy się ożenił z Anną Macher urodzoną 11.01.1902 roku w Mazańcowicach.
Z tego małżeństwa pochodziły: Franciszka Anna i Aleksandra Hess. Pamiętam, ojciec bardzo się gniewał na chłopaków, gdyż nie chcieli się uczyć. Nie pomagały korepetycje, gdy przyjeżdżali na wakacje z Bielska zawsze był kłopot. Muszę ich wziąć w obronę, gdyż przypuszczam, że było im ciężko po szkole powszechnej w Międzyrzeczu podołać w szkole albo gimnazjum w Bielsku.
A pozatem na pewno tęsknili za wolnością na wsi.
Poza uprawą rolną zajmował się ojciec hodowlą karpia i sadownictwem.
Wysyłał piękne jabłka na wystawę, otrzymywał zawsze dyplomy uznania. Dyplomy te wiszą dotychczas w starym domu. Szkoda, bo zapewne tam się niszczą.
Daty nie znam dokładnie, myślę, że w 1926 zbudował ojciec dom przy moście, w pobliżu rzeki Międzyrzeczanki. Zamieszkały tam dwie rodziny stale najęte na gospodarstwie.
Muszę zaznaczyć, że ojciec nigdy nie pil alkoholu ani piwa, prowadził dokładną ewidencję zarobków najętych pracowników na gospodarstwie. Obciążały go bardzo spłaty na rzecz rodzeństwa. Pamiętam, że po wojnie domagał się wujek Elek o staw pod kępą. Ojciec mu ten staw spłacił.
Rodzina Hessów żyła zawsze w zgodzie i nigdy nie było kłótni, ani swarów.
Wojna zaskoczyła wszystkich niespodziewanie. Nie wiem, czy ojciec brał udział w pracy przeciw najeźdźcom, gdyż byłam młoda i wszystko odbywało się w tajemnicy. Nie wiem nawet kiedy ojciec wysłał synów Stanisława i Bronisława do Guberni. Byli już dorośli i ojciec obawiał się, że zabiorą ich do wojska albo do obozu koncentracyjnego. Ojciec został aresztowany przez hitlerowców w 1943 roku. Po trzech miesiącach, podobno przy pomocy wujcia Janka, został z Oświęcimia zwolniony.
Nadszedł rok 1945, wojska Armii Radzieckiej zbliżały się już w styczniu do Międzyrzecza. Słysząc strzelaninę, schroniliśmy się wszyscy do piwnicy.
W krótkim czasie wpadli do domu żołnierze radzieccy i rabowali wszystko: świnie, krowy, cielęta, kury, konie, opróżnili wszystkie szafy, i naczynia w kuchni. Cały dom został zajęty przez wojska radzieckie, myśmy byli zmuszeni mieszkać 6 tygodni w piwnicy i spać na ziemniakach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz