niedziela, 16 lipca 2017

Tragedia w ropickim młynie

    Dzięki informacjom od P. Romana Bergera trafiłem na artykuł wydrukowany w numerze 4/92 czasopisma ZWROT (Miesięcznik Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Republice Czeskiej), które powstało w grudniu 1949 r. i wydawane jest do dzisiaj. Bliższe informacje dostępne są na www.zwrot.cz. Dzięki uprzejmości redakcji mogę przedstawić artykuł moim czytelnikom.
    Od momentu wydania artykułu pożegnaliśmy pozostałe córki Marii Brannej – Marię oraz Teresę.
   
    Artykuł ten jest w pewnym sensie uzupełnieniem historii Prowokacja w starym młynie


 Tragedia w ropickim młynie

    Ubiegłoroczne (w tym roku jeszcze sporadycznie) „Lidove noviny“ publikowały nazwiska ofiar komunizmu w Czechosłowacji - dziesiątki tysięcy spośród setek tysięcy niewinnie skazanych, więzionych, katowanych i zamordowanych. Spośród 244 zamordowanych (dane oficjalne z roku 1968) organizacja więźniów politycznych opublikowała na razie 233 nazwiska. Jest to liczba większa, niż podaje w swej, omawianej przeze mnie na lamach „ZWROTU“ 4/91 książce V. Hejn „Sprawozdanie o organizowanej przemocy“. Zresztą liczba ta może jeszcze wzrosnąć. A potem ciągnąca się w nieskończoność litania nazwisk więzionych w socjalistycznych obozach koncentracyjnych, więzieniach - to tylko ci, którym nie można było dostarczyć wyroków rehabilitujących. Wspomniany tu już Hejn podaje, a nie jest to liczba ostateczna, że przez czechosłowackie komunistyczne obozy i więzienia przewinęło się około 217 000 niewinnie skazanych więźniów politycznych, że w latach pięćdziesiątych takich obozów i więzień było około 350. Zredukujmy tę liczbę do 5 osób i kilku obozów i więzień, i przenieśmy się do Ropicy z początku lat pięćdziesiątych, i spróbujmy, o ile to możliwe, wżyć się w tragiczne losy jednych spośród nas.


    Żeby wypełnić obozy pracy odpowiednią liczbą niewolników, żeby wypełnić więzienia wrogami ludu, żeby móc rabować poprzez konfiskatę majątki, trzeba było ludzi skazać, żeby móc ich formalnie skazać, musieli być winni, o to zaś, żeby byli winni, postarała się tajna policja, prowokatorzy i konfidenci, ostatecznie niedościgłym wzorem byli sowieccy komuniści, KGB. Losy wszystkich skazanych i więzionych były podobne, ale ich osobiste tragedie były już odmienne, indywidualne. Ogrom ich cierpienia można dostrzec w poszczególnych wypadkach, ale czy potrafimy wżyć się w to wszystko?
    A jak było w Ropicy? Pięciohektarowe gospodarstwo, młyn i piekarnię prowadziła od śmierci męża Jana Brannego (24.12.1890-11.4.1939), z wykształcenia prawnika (Lwów) i agronoma (Praga), pracownika spółdzielni „Ziemia“, Maria Branna, z domu Tomanek (25.1.1889-30.7.1984). Wychowywała pięcioro dzieci: Stanisława (11.5.1921-18.8.1986), Józefa (11.3.1923-11.4.1945), Marię (14.1.1925), Jana (16.5.1929-19.11.1988) oraz Teresę (30.6.1932). Józef zmarł podczas marszu śmierci z obozu Gross-Rosen, Stanisław (aresztowany wraz z Józefem przez Niemców za członkostwo w harcerstwie - ciekawie o tych sprawach pisze w swych obszernych wspomnieniach pan Adolf Wałęga z Cieszyna, pochodzący z Sibicy) był wywieziony na prace przymusowe do Austrii, gdzie już został. Później ukończył studia medyczne i teologiczne. Władze komunistyczne nie wpuściły go do kraju na pogrzeb swej matki w roku 1984.
    Tak więc w roku 1952 w ropickim młynie mieszkała matka Maria, syn Jan, który od ponad roku studiował medycynę w Bratysławie, córka Maria z mężem Andrzejem Brzuską (14.6.1922-25.8.1989) i jedenastomiesięcznym dzieckiem oraz córka Teresa i siostra Marii, Franciszka Tomankowa.
    Był tu majątek, polska rodzina i człowiek, który służył w zachodnich siłach zbrojnych podczas okupacji - i to wystarczyło, żeby zaimprowizować polityczny teatr z tragicznym epilogiem. Swoją drogą ciekawa byłaby lista tych Polaków-Zaolziaków, którzy byli więźniami politycznymi w naszym kraju. A więc w sierpniu 1951 roku z polecenia (wymuszonego) Bohumira Mička z Frydku, później głównego oskarżonego i skazanego na karę śmierci, wyroku jednak nie wykonano, zamieszkał u Brannych w młynie prowokator, współpracujący z tajną policją, Jaroslav Hajda - Ĉestmir Studenŷ. Andrzejowi Brzusce powiedział, grożąc śmiercią, gdyby pisnął słowo, że jest agentem angielskiej służby wywiadowczej. Brzuska, były kapral podchorąży z dywizji generała Stanisława Maczka, brał udział w inwazji we Francji (w roku 1990 jego żona Maria przyjęła przyznany mu pośmiertnie Krzyż Czynu Bojowego Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie) po wojnie nie mógł u nas otrzymać pracy, musiał więc przyjąć obywatelstwo polskie, pracował w sądzie w Cieszynie, mieszkał na paszport w Ropicy, gdzie był także sekretarzem MK PZKO. Zwrócił on rodzinie uwagę, że Studenŷ jest niebezpiecznym typem, żeby uważali, ale na nic się to zdało.
    Wszystko rozegrało się błyskawicznie, w nocy z 3 na 4 marca 1952 roku. Policja zrobiła obławę na młyn, gdzie (rzekomo) ukrywał się szpieg (Studenŷ). Policja postrzelała dla efektu, (rzekomo) zastrzeliła szpiega podczas próby ucieczki, zrobiono nawet zdjęcie (rzekomego) nieboszczyka, później załączone do aktów sądowych. Aresztowano całą rodzinę i umieszczono w więzieniu ostrawskim. A potem przesłuchania, przesłuchania, katowanie i „szkolenie“. Tak, jeden z głównych oskarżonych, A. Brzuska przed rozprawą sądową musiał na pamięć wyuczyć się całego aktu przyznania się do winy (niepopełnionej) … I wreszcie 15 lutego i 12 marca 1953 odbył się proces pokazowy, emitowany nawet w radiu, oraz wyroki. Pisała też o tym miejscowa prasa, w tym także „Głos Ludu“.
    Lutowy proces opisano w dwu materiałach, z dnia 15 lutego pt. „Proces z agentami wywiadu brytyjskiego“ oraz z 17 lutego „Proces z bandą agentów i szpiegów brytyjskiej służby wywiadowczej“. Pisano coś w tym sensie, iż polski szowinista połączył się z czeskimi nacjonalistami (narodowymi socjalistami), by szkodzić ustrojowi i demokracji ludowej. A. Brzuska, według tych fałszywych, wykonstruowanych przez StB oskarżeń, miał donosić o rozmieszczeniu wojsk, o konfliktach narodowościowych, miał komuś pomagać w ucieczce, miał posiadać w domu kielichy i ornaty po księdzu katolickim zamkniętym w Polsce itp. bzdury.
    Wyroki były odpowiednie do „rangi przestępstwa“. Dwie kary śmierci, dwa dożywocia, Andrzej Brzuska 25 lat (zwolniony został 10 maja 1960 w wyniku amnestii prezydenta, ale od razu go wypędzono do Polski). Siedział w Ostrawie, Leopoldowie, w obozie Bytisz koło Przybramia oraz w Waldicach. W Leopoldowie siedział między innymi z E. Goldstückerem (głośna postać Praskiej Wiosny 1968) i był świadkiem, jak chcieli go współwięźniowie zlinczować za to, że jeszcze niedawno, przed zamknięciem, na forum ONZ twierdził, iż w Czechosłowacji nie ma żadnych więźniów politycznych - wspomina też o tym V. Hejn w swej pracy. Brygadzistą A. Brzuski w Leopoldowie był nie kto inny, tylko sam G. Husák . ..
    Marcowy proces już nie dostał się na łamy „Głosu Ludu“, bo w międzyczasie zmarli twórcy tego piekła na ziemi - Stalin i Gottwald - i im poświęcano całe numery.
    Jan Branny, aczkolwiek nie mógł mieć nic wspólnego z tym wszystkim, bo był na studiach w Bratysławie (a oskarżono go między innymi, że donosił tajne informacje o produkcji w Hucie Trzynieckiej) został skazany na 8 lat i odsiedział całość, jeszcze o trzy dni dłużej . .. Ale do niego jeszcze wrócimy.
    Maria Branna w chwili aresztowania miała 63 lata, więc żeby można ją było skazać, skreślono z jej życiorysu dziesięć lat ... Zasądzono ją początkowo na 15 lat, potem karę obniżono do 7 lat, ostatecznie w więzieniu spędziła 4 lata (w Ostrawie, Świętym Janie koło Berouna i w Pardubicach). Może ze względu na wiek zwolniono by ją nawet wcześniej, ale ówczesna MRN w Ropicy była temu przeciwna. . . Naturalnie majątek został skonfiskowany, dom później kilkakrotnie obrabowano.
    Maria Brzuskowa została skazana na 4 lata, a zwolniono ją z ostrawskiego więzienia po przeszło dwu latach. Najgorsza dla niej była pięciomiesięczna izolacja. W chwili aresztowania jej córka miała 11 miesięcy. Skazanych rodziców pozbawiono praw obywatelskich i dziecko chciano zabrać do domu dziecka, ale dziewczynką zaopiekowali się państwo T. i A. Zimni z Jabłonkowa.
    Teresa miała niespełna 20 lat, gdy skazano ją na 3 lata, odsiedziała ponad półtora roku. Do Ropicy nie wolno im było wracać.
    Tak przedstawia się w skrócie tragedia rodziny Brannych i Brzusków z Ropicy. Słowem jednak nie da się wyrazić tego wszystkiego, co musieli wycierpieć bohaterzy tego reportażu. Cierpienie, niezasłużona krzywda, niesprawiedliwość, bezsilność wobec bezprawia, więzienie, ciężka praca, zniszczone zdrowie w kopalniach uranowych - obaj A. Brzuska i J. Branny zmarli przedwcześnie na raka. A później izolacja społeczna, strach ludzi wokół, tylko nieliczni mieli odwagę być ludzcy, z kręgu ZG PZKO tylko Paweł Kubisz. Po prostu zmarnowane życie. A. Brzusce i J. Brannemu nie pozwolono już dokończyć studiów.
    Trudno nam wszystkim obojętnym, nie wiedzącym lub udającym niewiedzę, wczuć się w tragedię i gehennę tych ludzi. Co oni czuli, myśleli o życiu, o swych gnębicielach, o ludziach, ustroju?
    Wprawdzie po latach, 23 października 1967 roku, Sąd Okręgowy w Ostrawie zrehabilitował wszystkich, ale co to za satysfakcja po tylu latach zmarnowanego życia. Koronnym świadkiem w rozprawie rehabilitacyjnej był sam prowokator, który ostatecznie „zmartwychwstał“ i przyznał się, że był na usługach tajnej policji.
    Człowiek w ten sposób doświadczony ma prawo nienawidzić swych prześladowców, gardzić tymi, którzy ze strachu się go wyrzekli, ma prawo na świat i ludzi patrzeć z dystansem, ma prawo publicznie obnosić swą krzywdę, chociaż niewiele to pomoże. Na ogól ludzie ci milczeli na temat swych obozowych lub więziennych przeżyć. Byli z jednej strony zmuszeni przysięgą, zastraszeniem, po tym, co przeżyli, mieli prawo się bać, ale przede wszystkim chyba nie chcieli do tego wracać, bo oni najlepiej wiedzieli, że słowami nie da się tego wyrazić.
    O tym, jak można żyć z tym wszystkim, w następnym numerze. Będzie to relacja o wspomnianym tu Janie Brannym.
                                                                KAZIMIERZ JAWORSKI

    Kolejny „przedruk” opublikuję wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz